Tagi: walentynki święto zakochanych
14 lutego 2015, 14:24
Walentynki to nie święto zakochanych, tylko właścicieli restauracji, kwiaciarni, sklepów z kartkami i upominkami, którzy zbijają na tym niezły interes.
Jako singielka z wyboru nie z przymusu (marzy mi się, żeby w końcu się zakochać i znaleźć drugą połówkę, ale potrafię być szczęśliwa też w pojedynkę), uważam, że miłość trzeba sobie okazywać przez cały rok i że powinniśmy w tym dniu pamiętać też o bliskich, rodzinie, przyjaciołach. Może dlatego, że nie jestem w związku bardziej doceniam, to, że ich mam.
Mimo, że nie mam chłopaka, nie bojkotuje tego święta, jak większość rozgoryczonych, zazdrosnych singielek, które mają pretensje do całego świata, że są samotne. Nie wiążę też z nim większych nadziei i nie oczekuję na niespodziewane wyznania, bo jeśli komuś naprawdę by na mnie zależało, to nie zwlekałby do Walentynek, żeby mi o tym powiedzieć. Chyba, że to nieśmiały, niepoprawny romantyk, ale takiego raczej nie szukam, chociaż nie ukrywam, że odrobina romantyzmu nigdy nie zaszkodzi.
Według mnie kupowanie drogich prezentów i obsypywanie komplementami w tym dniu, wygląda dość sztucznie i jest naciągane. Poza tym, dorgie prezenty nie zastąpią nam ciepłych słów, czułych spojrzeń, czy zainteresowania.
Gdybym miała chłopaka, nie wymagałabym od niego, żeby przynosił mi na Walentynki niezliczone bukiety kwiatów, czy pierścionki z brylantami. Na to mogę sama zapracować i kupić kiedy będę miała taką potrzebę. Wystarczyłoby mi, żeby codziennie poprzez małe gesty udowadniał mi, że jestem dla niego ważna, żeby wspierał mnie w trudncyh momentach, rozśmieszał w chwilach smutku, tulił do snu w ponure wieczory, żeby nie wstydził się mnie przy swoich znajomych, nie puszczał mojej ręki, kiedy przebijalibyśmy się przez tłum ludzi, który akceptowałby mje wybory, czasem pomagał w podjęciu trudnej decyzji i szanowałby moje zanie, który nie ograniczał mnie w dążeniu do marzeń, w realizowaniu pasji, a jeśli poniosłabym porażkę, żeby nie wymądrzał się, tylko przywrócił wiarę w siebie i który nie rzuciłby mnie dla pierwszej, lepszej z większymi cyckami.
Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się znaleźć taki "ideał", ale chyba nei wymagam zbyt wiele. Oczywiście sama starałabym się przetsrzegać tych punktów i odwzajemniać wszytskie dobre rzeczy, które by dla mnie zrobił. Mam nadzieję, że gdzieś istenieje ktoś taki i że już niedługo Bóg postawi na mojej drodze właściwą osobę. Wierzę, że jeśli kazał mi tyle czakać, to, że będzie to ktoś naprawdę wyjątkowy, z kim mogłabym stworzyć trwały związek. Liczę, że jeśli ktoś taki się pojawi, to że nie stchórzę i nie będę się bała otworzyć swojego serca, że będę potrafiła go zatrzymać przy sobie na dłużej.
Zanim to nastąpi, postanowiłam, że aby zmniejszyć skutki uboczne Walentynek, znajdę sobie pożyteczne zajęcie Zamiast siedzieć w domu i użalać się nad sobą, pójdę do pracy, pobędę wśród ludzi.
A może to będą pierwsze Walentynki spędzone wspólnie, może Bóg w akcie miłości do mnie, ześle mi mojego Anioła Stróża...